17.11.2019

Czarna dama. Powrót nocą do pałacu... (17.11.2019)


Dobry wieczór. Problem z tą historią jest taki, że chciałbym opisać ją najdokładniej jak potrafię. Jednocześnie, z kilku powodów, wolę ograniczyć zapis swych niespokojnych wrażeń. Krakowskim targiem: coś rozbłyśnie, coś przygaśnie.

Przygasło też Słońce, tzn. zaszło (tzn. to też nie, lecz przesunęło Ziemię, co każdy wie, jak również to, że język raz nie dogania rzeczywistości, a raz potrafi ją wykreować). Przygasło bardziej niż się spodziewałem. 

W poprzednim "odcinku" nie dotarłem do celu, nasycając fascynację brzydotą wiele kilometrów wcześniej:

WOLNA CHATA (16 listopada 2019)

Kilka odcinków wcześniej do celu dotarłem, a to, co się wtedy działo, z grubsza opisałem tutaj:

WAKACJE Z DUCHAMI (5 sierpnia 2019)

Pierwszy film w 90% przepadł (w tym okolice, stara stacja paliw, pierwsze piętro pałacu, klatki schodowe, migawki z powrotu), ale dzięki koleżance Kaśce odzyskałem kopię najbardziej frapującego fragmentu. Umieszczę w filmowej składance (link gdzieś tu będzie). Drugi pod względem dziwności jest czysty, ale cholernie ciemny i źle nagrany, bo dojechałem tam już po zmroku (super...), a resztę dołożył niepokój.

Już w trakcie jazdy, gdy chłód powietrza mieszał się z zimnem zachodzącego, przedzimowego nieba i próbował kolejny raz zniechęcić, na ekranie smartfona pojawił się, pierwszy i ostatni raz w życiu, nietypowy komunikat: Ostrzeżenie! Błąd nagrywania. Całe szczęście po chwili zniknął, co pozwoliło jakkolwiek zarejestrować pamiątkowe migawki z przygody.

Przyznam, że po wjechaniu do docelowej wsi nie czułem się najlepiej. Liczyłem na resztki światła, a co za tym idzie na lepszą ocenę sytuacji od frontowej strony, za XIX-wiecznym murem. Nie wiedząc, czy nie spotkam się z kategorycznym "halt", mając w nogach połowę drogi i perspektywę nocnego powrotu bez dobrej, przedniej lampy (auta mnie widziały, ale światło punktowe niewiele daje oczom samego rowerzysty), postanowiłem dostać się do nieprzyjemnego pałacu od strony pól. Mijałem kolejne gospodarcze, opuszczone zabudowania, poukrywane w zaroślach za wielkimi, betonowymi płytami, niegdyś oddzielającymi ogromne porcje kiszonki. Zabawne: znać takie coś dzięki epizodowi gry w pozytywny, wyciszający "Farming Simulator", a zarazem na żywo czuć przy tej samej konstrukcji może nie przestrach, ale ciężką atmosferę czegoś tak prozaicznego. W grze jednak przez pola jeździ się dobrze oświetlonym ciągnikiem, za składem rolniczym kwitnie życie, a w życiu: straszą VIII-wieczne kapliczki, opuszczone magazyny i pomieszczenia gospodarcze, a dalej nadal nie odwiedzona chata z lat świetności zabytku i główny bohater miejsca poza mną: lokum hipotetycznego ducha (chyba płci żeńskiej), ściana z czarnym napisem "help me", a obok moje inicjały. Dodawszy do tego ciemność, bagnisty teren, późną i niewesołą jesień, strach przed kontaktem z ochroną i wcześniejsze wspomnienia, otrzymujemy gar z mrocznym bigosem, który niejedną osobę by pognał na sedes, a mnie... no właśnie, akurat tylko do sedesu nie wszedłem, przez co wewnętrznie cierpię i czuję, że wbrew danej sobie obietnicy, jeszcze kiedyś tam zajrzę. 

Na przełomie 2020/2021 natknąłem się na enigmatyczny wpis pewnej kobiety o miejscu, które to od razu skojarzyło mi się właśnie z tym. Odezwałem się do niej. Tak, była w tym samym budynku. Sama, więc tym bardziej trochę się obawiała. I najciekawsze: na jednym ze zdjęć też ma swoistą usterkę, przywodzącą na myśl ludzką sylwetkę. 

Tym razem pałac zobaczyłem dużo wcześniej. O tej porze roku nie kryły go aż tak bardzo zarośla. Stanąłem przed nim. Ten moment ciekawie podsumowała moja żona, zniechęcająca mnie do drugiej, a tym bardziej trzeciej (bo kto wie) wizyty: "Jak było? Pewnie patrzyły z pierwszego piętra i wołały: panie Marcinie! Jesteśmy! Czekamy! Zapraszamy!".

Wewnątrz było paskudnie. Wyostrzone zmysły, wyczekujące najmniejszej choćby anomalii. Wyobraźnia. Szybkie porównanie z zapamiętanym obrazem i wniosek: więcej drzwi otwartych. Ktoś tu był. Główne schody w jeszcze gorszym stanie. Boczne, wąskie, przeznaczone dla w tamtych latach "ludzi gorszych", mają się o niebo lepiej. Święcący triumfy w inscenizowanych nagraniach paranormalnych Tim Morozov zapewne krzyknąłby "Piekło!" (w polskiej opcji tłumaczeń co chwilę) i zaczęłaby się seria budzących lęk (i śmiech kwestia nastawienia, przekonań i danej sceny) wizualnych ściem. 

Ja ściemniał nie będę. Intrygowała mnie możność upewnienia się, że to nie był miraż. Obawiałem się kłopotów ze strony pilnującej innej części tego obszaru ochrony i stąd zbyt nisko świecące światło w telefonie wolałem unikać okien. Przemknąłem przez wszystkie, poza zapomnianą toaletą, wszystkie z dostępnych pomieszczeń. Strychu raczej tam nie ma (co widać). Jak jest z piwnicą, nie wiem. Na pewno po prawej stronie mniejszych schodów, za ścianą z drewna, jest jeszcze jedno pomieszczenie. Białe. Mignęło mi w szczelinie widzianej na nagraniu. Wypadałoby więc wybrać się tam po raz trzeci. Może tym razem o świcie. Zahaczyć o dom bardzo stary obok. Czuję, że tak zrobię. 

Powrót fatalny. Mokradła minąłem trzymany jeszcze adrenaliną i ekscytacją. Na filmie przeleciało tam małe, ciekawe światło. Dotarłem do szosy. Ruszyłem w stronę domu. Gonił mnie pies, co zdarza się raz na trzy lata, nie częściej. Ciemność, ciemność, ciemność. Ciemność tak obrzydliwa, że nie byłem w stanie trzymać się prostej linii jazdy. Dramat i porażka. Aktualnie nic bardziej mnie w rowerze nie cieszy, niż otrzymany prezent: lampa na akumulator, gnająca lumeny na dziesiątki metrów w dal, przeganiająca wszelkie niebezpieczeństwa, takie jak milicyjne mandaty, wypadki, zjawy, a także upadki, po których bolą gnaty.

Wreszcie pierwsza latarnia. Poprzedniego dnia była ostatnią, przez co zrezygnowałem. Tym razem podniosłem poprzeczkę głupoty. Przez resztę drogi już częściej coś lśniło, a ja wróciłem bardzo zadowolony. Ile kilometrów? Nie pamiętam. Znajdę w notatkach, to liczba znajdzie się pod podpisem.

Po wszystkim przez kilka nocy długo dręczyły mnie sny o pałacu. W ostatnim, tuż obok ruiny znajdowały się bardzo stare groby, a potem pod pałacem zapadła się ziemia i zniknął. Na zawsze. Niczym w balladzie Mickiewicza po scenie z przybyciem z zaświatów zamordowanego człowieka. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak źle go odbieram. Aura? Wrodzona wrażliwość? Może coś jeszcze, ale o tym już nie dziś. Dziękuję tym, którzy przeczytali. Dobrej nocy!

Marcin

(17 listopada 2019 / mtb / 45 km)

PS Zdjęć mało, bo nie ma kiedy. Albo jedno, albo drugieniestety. Kolejna historia będzie militarna. Mam nadzieję, że szybko się zbiorę do jej napisania. Film mam prawie złożony. Ten z pałacu jeszcze nie, ale niebawem się za niego wezmę. Na dziś wystarczy. 

[napisano: 24 stycznia 2021]




XIX-wieczne gospodarstwo obok



Oto i pałac. Wchodzę...

FILMIDŁO:




POWRÓT



4 komentarze:

  1. Przeczytane z zapartym tchem. Świetna robota. Tylko nie wiem czy to dobry pomysł, fundować sobie tego typu literaturę przed snem. No... Zobaczymy czy to będzie przespana noc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że taką była... :) Bardzo dziękuję!

      Usuń
  2. Byłam tam wielokrotnie i potwierdzam to co widziałeś to nie miraż to miejsce mroczne pełne tajemnic i ciężkiej atmosfery.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej! Nie dość, że ktoś jeszcze tu zagląda, to na dodatek tam był. Rozmawialiśmy o tym? Pani o imieniu na K? Dziękuję za ciekawy, potwierdzający moje obawy komentarz. Pozdrawiam i przepraszam, że odpowiadam z opóźnieniem. Wyłącza mi się czasem synchronizacja poczty itp.

      Usuń